rozpłakałam się...bo widze siebie w kimś...nieistotne.te wieczory sa tak inne...ale pamiętam przecież.i ciągle ta trawa....i te mlecze,słońce i...ciągle mam to przed oczami.łzy były tylko przez chwile.ale...dlaczego ciągle,przynam się, mam nadzieje na to, że będzie tak jak nie może być?taki głos gdzieś z głębi"tak musi być!"i zaraz myśl"ale nie może"moje chcenie nic tu nie da.zreszta...to nie tak, że musi...po prostu...nawet nie umiem wytłumaczyć.ale orchidee nie rosną na Syberi!powiedziłam to niedawno komuś.nie napotkałam nierozumiejącego spojrzenia,ani nie usłyszłam"co?o co ci chodzi?", ani"masz racje"...usłyszłam"a skąd wiesz?!sprawdzałaś?"tego się nie spodziewałam"nie, nie sprawdzałam""no własnie,to skąd wiesz?może rosną"nie spróbowałam i nie spróbuje, bo wiem, że nie warto.niech zostanie tak jak jest.i tak jestem ciągle uśmiechnięta,zarówno zewnętrznie jak i wewnętrznie.jest tak jak nigdy.tak dobrze.a moja jakaś nadzieja, a raczej po prostu marzenie, że mogłby być tak...to...pozostanie marzeniem niespełnionym.bo to marzenie bez możliwości spełnienia.
Spróbuj uczynić gest, nim uwierzysz że
Nic nie warto robić
ja już uwierzyłam.nie przekonam się.bo boję się...że to zburzy moje szczęście,że zrobie z siebie idiotke...i nie potrafie po prostu.bo jestem pewna, że to bez sensnu.
po zastanowieniu doszłam do wniosku,że tego nie można nazawć marzeniem...ale nie wiem co to jest.