Komentarze: 4
A niebo znów na głowę spada mi
I nadziei coraz mniej na słońce
spada?nadziei?czy ja mam nadzieje?wydaje mi się, że nie.a czy spada?chyba nie, mimo wszystko."powinnam" płakać.jeżeli coś dobrze wywnioskowałam.ale po co?po co jakieś łzy?dół, załamanie...od 3 miesięcy nie znam tych słów.od 3?a nie.mniej.od końca sierpnia.czy potwierdzenie może mi...czy wszystko- akceptacja i...chyba tylko akceptacja.bo akceptacja to wszystko inne- ten łzy z uśmiechem, ciągły śmiech itd.więc czy to wszystko może tak po prostu runąć?od jednego zdania?od 1 faktu?czy niebo może spaść tak nagle?czy słońce może po prostu zniknąć przez 1 fakt?tyle miesięcy pracy nad soba, może zaprzepaścić się w minutę?narazie umiem sobie ze sobą radzić.ale...prawie umiem.co do myśli umiem.ale nie nad wszystkim panuje.dziś wrosłam w ziemie.tak bardzo,że nawet nie pamiętam.chyba nie mogłam się ruszyć.krzyk mnie mniej więcej przyrócił.więc nadal sobie nie radze z tym.z tym sobie nigdy nie poradze(nigdy czyli do momentu kiedy przestane miec mozliwosc nie radzenia).nigdy w tym wypadku nie potrafiłam.nigdy nie potrafiłam powiedziec lub zachowac sie tak jak chciałam.zawsze jakaś nieznana osoba mna kierowała.a teraz po prostu milcze lub zastygam.wiem chyba co jest tego powodem.coż...moze jadnak kiedyś pomyśle, ze to było to samo...
a co z tą nadzieją?jest czy jej nie ma jednak?czy myśli(nie marzenia ale myśli)oznaczają, że ta nadzieja jest?myśle ostatnio o spisaniu "1000-cy rozmów nieodbytych"tylko nie wiem czy to dobry pomysł