Archiwum 27 grudnia 2004


gru 27 2004 podsumowanie roku pisane przez 2 dni. i wyłacznie...
Komentarze: 4

dopiero 26.ale trudno.napisze to dziś.dłużej juz nie mogę.to bedzie całkowicie dla mnie.baaardzo długo.rownie dobrze mogłabym tego tu nie zapisywac.tylko napisac i sobie wydrukowac.ale niech juz bedzie tu.miesiacami.z duza iloscia fagmentów z tego i porzedniego bloga.pisząc do siebie.tak jakbym tłumaczyła samej sobie.

styczeń:

pierwszy tydzien...spedzony w gipsie.ale...przetrwałam to..chyba...zreszta napisze.dzięki niemu.inaczej chyba nie dałbym rady.całkowicie zalezna od tego uczucia...wtedy chyba nadal było mnóstwo łez,1000-ce "nie mam szans","jestem nieszczesliwa""jestem nikim, jestem nic nie warta"byłam taka..całe to moje myślenie...skupiłam się na tym ,że ja czuje a nikt mnie nie rozumie.16.01.04-"Dlaczego ja myśle o nim przez cały czas?!Dlaczego jestem mu obojętna?!Dlaczego jestem sobą, dlaczego jestem taka jaka jestem?!Dlaczego nie mam siem do kogo przytulić?!Dlaczego nie mogem siem czuć komuś potrzebna?!Dlaczego nie mam z kim dzielić smutków i radości?!Daczego nie mogem żyć dla kogoś?!I dlaczego ja nie potrafiem żyć?!Ja chcem żyć!A nie tylko istenieć..."i ciągle..w kółko...to całe"siem""chcem"głupio mi teraz za siebie...18.01-

"dwadzieścia centymetrów
dzieli mnie od ciebie
dwadzieścia centymetrów
wiecznej przepaści
Ty - tak doskonały
Bez żadnej skazy.
Ja - w mroku żyje
Bez żadnej nadziei.

Może kiedyś rzucisz linę
Przyciągniesz mnie do siebie
Przyciągniesz do światłości.

A na razie dzieli nas
dwadzieścia centymetrów..."

to było dla mnie tak dużo.tak bardzo chciałam,żeby nie dzieliło nas nic.ach.idiotka.a potem?gdy to juz były kilometry?potem chciałam choćby te 20 cm...21.01-"Chyba siem w pewien sposób odnalazłam...(...)Ostatnio często bywam cast away...Zatracam siem w myślach o samotności...o Ktosiu...I do niczego nie dochodzem...życie jest dla mnie za trudne...chciałabym zacząć żyć...ale chyba nie potrafiem...jeszcze nie teraz...czy aby zacząć żyć trzeba zrozumieć siebie? Napewnio trzeba siem tiego nauczyć...a tiego też chyba nie potrafiem...może tio siem kiedyś zmieni...mam nadziejem..."coż...jakieś przebłyski refleksji we mnei były.za trudne?dla mnei życie za trdudne???tak...własnie to teraz rozumiem.ale wtedy naprawdę czułam się taka"nieszcześliwa"...odnalazłam?ciekawe co miałam na myśli..zresztą...wtedywszystko  przychodziło i nagle znikało.byłam nieszcześliwa a za chwile szczesliwa, odnalazłam się a za chwile byłam całkowicie zagubiona...22.01-"Czujem siem nijako...znów siem nie rozumiem...ponownie pogubiłam siem w uczuciach...ale i tiak czujem siem bardzo nijak...(...) a potem...zagubiłam siem w świecie myśli...marzeń..rozmyślań i przypuszczeń...i w takim stanie pozostałam...dlaczego nikt nie może wejść dio mojego świata??? Może dlatego że nie zawsze jestem sobą..."własnie.to dzień później...a moze dlatego, że nie daję do siebie dostępu?i dlatego własnie,że nie byłam sobą...24.01-"Niedawno wróciłam z Silvera...Byłam na "to właśnie miłość"...Oczywiście siem popłakałam...Ale tio dlatego, że zastanawiałam siem nad swoim życiem i samotnością...Dopiero wtedy zrozumiałam jak bardzo brakuje mi oparcia, kogoś przy kim czułabym siem bezpieczna, kogoś dla kogo znaczyłabym wiele(albo więcej)..."i chyba dlatego własnie wszystko było takie jakie było. jest takie jakie jest.26.01-"myślałam o problemie, który mam ze sobą i o swoim uczuciu...do niego.To jest chyba po prostu wygasające już uczucie czekające na to aż ktoś je do końca zgasi, lub ponownie z dogasającego już żaru, roznieci ogień by uczucie to buchnęło ogromnym płomieniem(jak kiedyś) i zapłonęło ogromnym, nieujarzmionym ogniem, po to by kiedyś znów zacząć dogasać..."nie stało sie tak.nie zapłonęło.i nikt go do końca nie zgasił.choć nie.ono zgasło.tak.zgasło.a to co ciągle tli się we mnie...ten płomyk...nie wiem co to jest.nie uczucie.ale wciąz we mnie...iskierka?moze.ale ona jest nieznaczna.zreszta.sama dobrze wiem.26.01-"Nie mogę!!!Każde jego słowo sprawia mi ból...z każdym jego słowem co raz bardziej cierpie!!! Nie mogę już tak dłużej żyć!!! NIE MOGĘ!!! Ale nie umiem żyć(istnieć) inaczej! Nie potrafię powiedzeć sobie po prostu "nie myśl o nim, to koniec" NIE POTRAFIĘ!!! Jestem teraz małą bezbronną istotą uwięzioną w klatce uczuć...A z takigo więzienia jest najtrudniej się wydostać..."pamiętam to...ale nie wiem już jak to jest.nie chce wiedzieć.pierwszy raz wtedy ból psychiczny przerodził się w poteżny bół fizyczny.a moze sobie to wtedy wmówiłam?i wydawało mi się,że tak bolało?i to mniej wiecej wtedy...ta niedziela.a mi się ciagle wydaje,ze to był wtorek.w moej pamięci niedziela pozostanie wtorkiem.własnie słucham"moja i twoja nadzieja"ach.gdybym wtedy tego słuchała...moze by przemówiło?ale co by to zmieniło?pewnie dużo.ale napewno i tak nie było by tego czego chciałam.i chyba dobrze."musisz pozwolic, by sny, sprawiły byś pamiętał(...)"coż...;] "moja i twoja nadzieja pozwoli uczynic dziś cuda"włąsnie...coż wtedy by było po mojej nadziei?sama była by niczym.a i tak jej chyab nie było.a moze była tylko sobie wmawiałam,ze nie...27.01-"Stwierdziłam że użalanie siem nad sobą nie ma sensu. Tiak więc this is the end. Nie będem siem użalać, ani nad sobą, ani nad swoim życiem ani nad niczym innym. Choć wiem że w tym postanowieniu wytrwam co najwyżej do jutra niom ale tio zawsze coś=PPP Przecież życie jest beautiful!!!"Ukradłeś kawałek mojego serca a potem powoli zabijałeś tiak abym cierpiała"Nim też siem nie będem przejmować. Tio też nie ma sensu...Może by miało gdybym wiedziała cio w nim widzem...bo ja nadal tego nie wiem!!! Niom cóż tio absurdalne...Ale przecież logika zbija życie..."doszłam do dobrego wniosku.szkoda,ze o tym nie wiedziałam...doszłam do tego samego co poźniej.do tego czego trzymam się dzisiaj.z tym,że wtedy nie miałam o tym pojęcia.nie miałam pojęcia,że minie  trochę ponad poł roku i odkryje to samo.ale to już bedzie miało inny wydzwiek.a ja bede już na dobrej drodze do zroumienia.jednoczenie i kresu jednej drogi.ze bede ruiną.a w tamtym momencie byłam chyba w połowie...jeszcze we mgle.nie widzaca zupełnie nic.nieprzytomna.nieswiadoma.kilka dni potem wyjechałam.i tak zaczął sie

luty:

beznadziejne "ferie".ale bez zadnych dołów, załamań itp.pamietam gdy zchodziłam po schodach.i gdy...nic.zadnego bolu.zadnego "zasłabniecia".nic.a potem juz tylko usmiech,że może jednak to juz koniec.to był 16.myslałm,ze wtedy juz było cały czas dobrze.ale przgladam pamietnik.i widze"mam ochote płakać""jestem sama ze swoim ciepieniem"cierpieniem?zal mi siebie=/ tego,ze byłam taka głupia.choć chyba przez to trzeba przejsc.wiec powiedzmy, ze to mnie usprawiedliwia.ale...i tak chyba wtedy było dobrze.napewno zadnych "dołów".i..20.02-"Ja...ja..naprawdę ja to mówię!!!Życie jest cudowne!Koniec(przynajmniej narazie) tego zatracania siem  w smutkach,w myślach o samotności itd...koniec  tonięcia w morzu łez...(...)usłyszałam (...) że powinnam iść do psychologa, bo mam  chyba początki anoreksji...ja tak nie uważam, wręcz myślem że jestem gruba...choć ostatnio zaczęłąm siem poważnie zastanawiać czy wszytko jest ok bo coraz częściej zabraniam sobie jeść...ale tio nie jest choroba...nie...tio niemożliwe..."czesto zastanwiam się co by było gdyby nie on.czyli- gdybym nie zaczeła jesc.chyba naprawde mogałbym wpaśc w ta anoreksje...w kocnu...naprawde przestawłam jesc...ale to trwało jeszcze ponad poł roku wiec moze nie teraz...tak..to był ten tydzien.ponad tydzien.wted gdy czuałm sie tak...ja naprawde nie chodziłam po ziemi.unosiłam się.latałam.naprwde.tak magiczny stan...chyba od tamej pory czegos takiego nie doswiadczyłam...21.02-"ŻYCIE JEST PIĘKNE!!!CUDOWNE!!!" 25.02-"właśnie doszłam dio wniosku że z każdym dniem moje życie jest piękniesze...=)"z kazdym dniem czułam się wolniejsza..."szczesliwasza"...tamten stan..cos niepowtrzalnego.i przyszedł ten dzień...ten który wszystko zniszczył.pamiętam te...3 godz? nawet nie umiałam płakac.smiałam sie.z niemoznosci popłakania się.wtedy to było...coś tak ogromnego...a to było tylko wyjasnienie tych kilku miesiecy.tylko sie dowiedziałam,ze wiedział.ale to było...coś cego wtedy nie byłam w stanie objąc.niby nie dużo.ale za dużo o wiele jak na 1 dzien.ta noc...te 13 kartek..kolejny dzien...z ktorego nie pamietam nic.chyba tylko te 1000-ce myśli.i ciagle bylam pewna,ze to tylko sen.noc...i w ten sposób

marzec:

obudziałam się rano.i stwierdziałam,ze trudno.nie obchodzi mnie to...ale...no i potem...i tak nie uwierzyłam.nie wiem co był przez caly miesiac.wiem,ze czekałam na wiosne.czułam,że on coś zmieni.że mi pomoże.że z jej nadejsciem nadejdzie coś nowego.moze były jakieś łzy.jakieś załamania.pewnie tak...ale głównie czekanie.na mlecze i koniczyny.i 24.03.nagle.w ułamku sekundy.kilka ich zdan.i jej jedno.i tak nagle moje myslenie obróciło sie o 180 stopni..."nie moja wina, to nie ja jestm zła!ach!jaki błąd popełniłam!jak bardzo się pomyliłam!"i tak juz zostało...no i ten blog...30.03-"zreszta....chyba tylko ja sama moge sobie pomóc...ale nie mogem...nie potrafiem!!!(...) nie potrafię być sobą!!!ci wszyscy ludzie...oni sobie nie zdają sprawy jaka ja NAPRAWDĘ jestem...(...) heheh...pomimo tego że ciągle siem kłócę z psiapsiółami przez cały czas jestem w dobrym humorze...tio zapewne wpływ wiosneki!!=DDD chyba właśnie z powodu jej nadejścia zaczynam myśleć coraz bardziej optymistycznie...w końcu...jestem silną dziewcynką i nie dam siem!!!=)"kolejny trfany wniosek.i znów sama o tym nie wiedziałam.tylko sama mogę sobie pomóc.chociaz..z pomoca...nie potrafiłam byc sobą..jeszcze długo...teraz?też nie do konca jestem.ale to juz nie tak jak wtedy- chec bycia kims innym, a moze chec nie bycia soba- tylko pozostałosc z wtedy i nieumiejetnosc panowania nad sobą.i tak...ta wiosna..dodawała mi energi...31.03-"znów momentami czujem że NIC nie jest w stanie zepsuć mi humoru=)"

kwiecień:

ach...jaka złość wtedy przeze mnie przemawiała...no ale:wiosna.łąki pełne mleczy, soczyscie zielona trawa...zieleniace sie drzewa...to mnie cała uszczesliwiało.02.02- "wspomnienia nie bolą...zresztą...już coraz mniej wspomnień..."czas goi rany"...i niszczy wspomnienia...tzn pomaga zapomnieć...pomaga znów normalnie funkcjonować...myślć o różnych rzeczach, a nie tylko o tym cio było...o cierpieniu...o tym jak bardzio siem pomyliłam w ocenie jednej osoby...o tym jak ze skarajnie pozytywnej,osoba ta stała siem skrajnie negatywną...o tym jak mnie okłamała, okłamywała przez cały czas...tzn nie wiem czy tak było ale tak mi siem wydaje...ta osoba mogłaby powiedziec prawde...nawet jesli byłaby bolesna..a nie mnie okłmywac...moze niesłusznie uważam że tio wszytsko kłamstwo(choc chyba jednak słusznie)...ale...eh...trudno...już przestaje o tym myślec...po cio znów do tego wracać...ważne że teraz już opanowałam emocje i już chyba nie przejmujem siem tym że ktoś mnie tak okłamywał...ale było minęło...już koniec...już dawnio siem to wszytsko skończyło...teraz już zapomniam...wyzbywam siem negatywnych emocji...w końcu nie mogem kogoś winić za tio że mnie okałamał...a moze mogem???nie wiem...ale trudno...nie można wszytstkiego wiedziec...wazne że jestem szczęśliwa...a to ze ktoś mnie skrzywdził i okłamał...trudno..."tak.to własnie była ta złośc.ten zal.05.04-"nie chce mi siem już tego bloga "prowadzić"...w sumie nie mam o czym pisać...jak cierpiałam, jak byłam rozwywana przez emocje itd.to miałam o czym...teraz jak jest w miare  dobrze, jak już zapominam,jak już nie cierpie, jak nawet momentami myśle optymistycznie to nie mam...zresztą...jezeli te notki czyta ktoś kto mnie nie zna to stwarza sobie obraz zupełnie innej osoby...zapewne taka osoba widzi mnie jako cichą, spokojną, grzeczną i zamkniętą w sobie dziewczykę...a do każdej z tych cech mi baaardzo dużo brakuje..." cierpiałam...eh...co ja pisałam..=/ ja myslałam opytmistycznie??? coż...innej osoby?hmmm...innej niz ta zewnetrzna.a przeciez to wszytsko to i tak nie do kocna byłam ja...06.04-"tio te 5 miesiecy mnie zmieniło?ciemu ja mysle w kategori”te 5 miesięcy”???" a czemu potem myślałam"te 6" "te 7"...? czemu myśle "to 1,5 roku"?07.04(18:25)-"czytałam sobie notki ze swojego poprzedniego bloga...ale ja byłam głupia...tzn.w sensie tego co i do kogo czułam...mój największy bład jaki do tej pory zrobiłam..."owszem.a gdy pisałam to wtedy to też byłam "głupia".teraz...też jestem. 07.04(19:45)-"znowu...ból" 07.04(23:13)- "ja go nigdy nie kochałam, nie zakochałam siem jedynie nieco zauroczyłam(zreszta pisałam to na poprzednim blogu)ale to było ogromna pomyłka...m.in w ocenie tej osoby...zreszta...niewazne..to przeszłość..choc to NIESTETY 5 miesięcy z mojego życia...których NIESTETY nie da siem tak łatwo wyrzucić z pamięci...ale bedem silna...i postaram siem usunąć te prawie pół roku z mojego życia...jak mówi Humcia...damy rade!"a czemu nie wpadłam na to,że się nie da w ogóle? 08.04-"patrzyłam w lustro...widziałam w odbiciu przede wszytskim oczy...oczy pełne smutku i żalu...oczy pozabwione blasku szczęścia...za to pełne blasku łez...(...) łzy są krwią naszej duszy...ile krwi jeszcze starcę?kiedy się wykrwawię?nie chcę krwawić...nie chcę..." były jakby matowe.jednoczesnie przesadnie błyszczace.a teraz?coż...piekne;] 12.04- "znów czuję że potrafiem przestać żyć wspomnieniami...czujem nawet że ja już nimi nie żyje...tyle że przypuszczam że tio minie...że znów powróci załamanie...brak wiary..nadziei..."wróciło.oczywiscie,że wrociło.przesatć zyć wspomnieniami? tak.umiałam przestać żyć i wyłacznie wspomnieniami.ale w ogole bez nich? a jest ktoś kto potrafi?! 15.04-" "nie jest tak źle choć mogłoby  być lepiej"chyba musze wszystko sobie jeszcze raz przemysleć...całe swoje życie...chyba coś robie źle...chyba źle myśle...chyba siem myle w kiklu sprawach..chyba...nie...napewniom...gdzies robiem bład...jak znajde na to czas to wszytsko przymysle.."czas jest ojcem prawdy"więc może to samo przyjdzie?tzn. odp. na moje pytania..chyba uczem siem żyć...powoli...może to już pora by zacząć żyć?może właśnie ta wiosna jest zwiastunem tej zmiany?" dar przewidywania? ;] co prawda dopiero poźnią wiosną ale... kolejny trafny wniosek- coś robie źle.tak.wszystko.miałam kompleksy, niemal że nie jadłam, chciałm się odchudzac, nie podobało mi sie odbicie w lustrze, myśli skupiałam na sobie, itd...mnóstwo błedów. sama się pogrązałam...no tak.ten mój psychiczny masochizm.17.04-"czemu nie ma zycia bez miłosci??? (...)już chyba wiem co robie źle...gdzie robie bład..."bo życie to miłosć.dlatego.wiedziałm co źle robie?chyba nie...tego samego dnia stweirdziałam,ze niepotzrebnie zrobilam taka tragedie z tego co było.z tej rozmowy w lutym, z tym wszystkim...kolejny mądry wniosek...27.04-"Wiosna...za kilka dni maj..miesiąć miłości..najpiękniejszy z miesięcy...ale nie dla mnie...co prawda nie wiem co będzie za kilka dni ale nic nie wskazuje na to żeby coś się diametralnie zmieniło...co prawda takie takie ogromne zmiany przychodzą z zaskoczenia..ale przypuszczam że nie w moim przypadku...a jeśli nawet cos sie zmini to pewnie na gorsze...nie..ja nie mysle pesymistycznie...ja stwierdzam fakty... mimo ze powtazram sobie że musze być silna to nie daje rady...a kazde kolejne załamanie mnie wyniszcza...tak jakby zabijało kawałek mojej duszy...albo jakby zasłaniało słońce które gdzieś tam świeci...by nastała wieczna ciemnosć...znów poczułam sie samotna...przez moment...przez kilka dni...teraz juz chyba mnie ta moja samotność nie boli...nie moze boleć jeśli sama jej chce...(...) jak narazie musze złożyć swoją dusze w całosc...w jedna logiczna całość...choć..moze nie o to w tym chodzi?moze to nie musi być logiczna całoscia?nie wiem...kolejne pytanie...doszłam do wniosku ze jestem zbyt wrażliwa...mimo wszytsko...mimo ze na codzien tego chyba nie widac...wielu moich cech na codzien nie widac...ale nieistotne...musze nauczyć sie panować nad swoimi emocjami, uczuciami i myslami...chce żyć..."wreszcie pisałam tak, że teraz nie jest mi głupio za siebie.nic nie wskazywało na zmiane.ale...tak to jest.wszstko przychodzi z zaskoczenia...tak maj...ach...:] chciałam samotnosci nie chcac jej...tak...wcale nie musi być logiczną całością...jestem zbyt wrazliwa.i ciagle ucze sie panowac nad sobą...29.04-"zastanawiam sie...czy to boli? nie chyba juz nie...dlaczego? moze sie juz przyzwyczaiłam?moze juz sie przyzwyczaiłam do tego ze jak uda mi sie juz wszytsko odbudowac cały wewnetrzy spokój to znów on sie pojawia i to wszytsko burzy..."ale z kazde takie kolejne odbudowanie było szybsze...mnóswtwo zieleni...i kwiaty...i tak nastał

maj:

02.05-"w ogóle to już maj...czyli miesiąc miłości..najpiękniejszy ze wszystkich miesiecy...już jabłonie i grusze kwitna...cudownie....mimo ze to miesiac miłosci to ja nie mam zamiaru sie zauroczac...bo to jest do szczescia niepotrzebne...a może jednak jest?niedawno mi wmawiano że ja potzrebuje faceta bo inaczej sie wykończe...hmm...zobaczy sie=P jak narazie wystarcza mi 20 stopni,słoneczko,kwiatki...a czasem taniec w deszczu...=) chyba na tym polega cieszenie sie zyciem...czerpanie radosci z takich "małych rzeczy"=) może właśnie coś zrozumiałam?=) znów zaczynam być szczęśliwa...i teraz nic mi tego nie zakłoci!!!wierze w to!!!=)))" owszem."małe radości" to wielka radośc...taniec w deszczu?mmm...najlepiej bez ubrania...;] miesiac miłosci...nie zauroczyałm sie raczej.ale sie pojawił.i wszystko zmienił.12.02-"moze ludzie bronia sie przed szczesciem...przed zyciem?.moze...moze boja sie zyc?" widze,że wtedy już zaczęłam myślec.a wiec maj...przełomowy...15.05-"doszłam do wnisku ze oszukuje sama siebie...jaki jest w tym sens???zaden..."własnie...wiec po co oszukiwałam się dalej? 18.05-"ostatnio odkryłam jakie zajebiste sa trzepaki, dmuchawce itd..=P =DDD powrót do dziecinstwa? tak...beztroska...brak problemów...wakacje mi sie przypominaja...siano...jezyny...heh...szkoda ze nie było tam innych osób...ze nie lezałam tam z kims innym...ale z kim? jeszcze nie wiem...ciekawe tylko kiedy sie dowiem..."tak...te wszystkie trzepaki...huśtawki...leżenie na trawie...dmuchawce...cudowne.piękne...19.05-"słowa...słowa...czym one są? czy same słowa bez poparcia coś znacza? ja uwazm ze nie...wiele ludzi uzywa tylko słów...myśli ze to wystarczy...ale co znacza słowa? to tylko ciag liter złożonych w całość...wiec czym sa tak naprawde słowa? niczym...przynajmniej słowa bez poparcia...ja chyba dlatego nie wierze w słowa...przynajmniej zwykle...bo jak wierzyc w cos co tak naprawde nie ma znaczenia? słowa nie wystarczaja...potrzeba gestów...czynów...poparcia tych słów..." i dlatego nie wierzyłam.i nie uwierze. a ...wierze.bo widze.i było pięknie.kolorowo.choc maj jakby przeminął gdziś obok...ale zaczęło się wszytsko.

czerwiec:

początek.to co chciałam..udało mi się.chciałam?chyba głównie po to by udowodzić, że to już nie „teraz” ale „kiedyś”.cóż.pomyłka.a może to jednak chęć dowiedzenia się by mogło przestac być nadal? i tak wszystko nie tak.znów odbudowa...ale wiadomo...materiał coraz słabszy...07.06-„ nienawidze w sobie tego...nienawidze” tak...nienawidziłam tego. tego? jego? siebie? nienawidziłam?a może pozory? 13.06- „ wyjazd nawet sie do czegoś przydał...miałam czas na przemyslenie wszystkiego...tym bardziej że ostatnio pojawił sie ktoś jeszcze...ale nie bede sie w to zagłebiac...choc do konca nie sprecyzowałm swojego stostunku do tej osoby to...zreszta niewazne...przemyslałam wiekszośc, uswiadomiłam sobie kilka rzeczy, zrozumiałam...lecz teraz wrociałam tu i...złudzenie..?nie wyciszyłam sie?nie zrozumiałam? pozorny spokój duszy?obawiam sie ze tak...bo to sie teraz wali...część juz runeła...jednak...złudenie...pozory...a może znów oszukiwanie samej siebie...nie..teraz to chyba po prostu inny świat...pozorne uporzadkowanie,wyciszenie, pozory zrozumienia siebie i tego co było jest i bedzie...ciagle wydaje mi sie ze to juz teraz...ze bedzie inaczej..ze zrozumiałam, uporzadkowałam wszytsko...jestem pewna...i okazuje sie ze to złudzenia...

 

cholera!czy to sie nigdy nie skonczy??”tak...pojawił się.jest.nadal jest...to dziwne.to był pozorny spokój.ale byłam już coraz bliżej.widze,ze już myślałam.refleksje.nie tylko ja.ale i swiat jest.ale o sobie coś widziałm.juz nie chciałam się oszukiwać. i widziałam,że to jest.choc z czasem...nawet nie zależało mi na wyjaśnieniu...a może to w siebie wmówiłam?i on...zapomniałam o...nie myślałam tyle przynajmniej.dzieki niemu nie chciałam tamtych wyjaśnień.było tak...inaczej.mimo wszystko.i..19.06- „Szczęście!!!=DDD(takie jak w lutym przez tydzien)(bezgraniczne=D) "szczęście ma smak truskawek" kocham truskawki!=D  jestem szczęśliwa!=D” cóż za błąd.szczęście ma smak czerwonych porzeczek.i za porzeczkami mogłabym iśc na koniec świata...mm...tak...i tak dobiegła końca czerwiec...te spacerki...teraz tak to wspominam.. żałuje,że jest zima...tak było...tak...moze będzie jeszcze?choć to już co innego.nie ten taki początek.choć pod koniec to już był...w każdym razie nie poczatek chyba.ale tak...wciaz tak..eh.25.06-„oby te wakcje były zajebiste...”i tak własnie nadeszły te 2 miesiące...

 

lipiec:

 

Hiszpania.”katastrofa nadfioletu”.i to wtedy,po przyjezdzie...ta myśl.ta pierwsza.wszytsko rozpoczynająca.i to wszystko co działo się tam.ruina...ruina...to jak zaczęłam się bać siebie,innych.wszystkiego.tam byłam już niemal niczym.ale coś jeszcze zostało...i te lęki.i brak kogokolwiek.płaczę nad tamtą sobą.ale gdyby nie tatmo...dobrze,ze było.musiało.08.07-„ wróciałam z Hiszpnii...(...)i chyba zrozumiałam kilka rzeczy...znów...ja ciagle cos nowego rozumiem a nic to nie zmienia...=/”własnie.bo wtedy rozumiałam coś co było odległe.i nie rozumiałam podstaw.a nie można zaczynać od końca...i...rozumiałam jako ruina...ale nie rozumiałam,że nią jestem...10.07-„ coś tam sobie w tej hiszpani przemyślałam...i np.zdałam sobie sprawe ze ja niby co raz wiecej rozumiem a to nic nie zmienia...hmm...rozumiem juz bardzo duzo...co,dlaczego,jak...ale to nic mi nie daje, nic to nie zmienia...tak jest zawsze?wiem jeszcze 1...nie uciekne...”tak.to zrozumiałam.że nie ucieknę.że to jest, było i będzie jeszcze. jedna ważna myśl.rozpoczynająca wszystko.i to,że skoro to jest...to trudno.niech będzie.akceptacja...taki mały wniosek.a tyle potrzebowałam by dojśc do tego....14.07-„jakoś ostatnio zrozumiałam coś b.ważnego...taki prosty wniosek,a taki znaczący...i pomyśleć ze jakoś nigdy przedtem mi to na myśl nie przyszło...niom w końcu najprostsze rozwiązania najtrudniej wymyślić...mianowicie doszłam do wielce budujacego wniosq, że musze sie pogodzic z pewna myslą, a raczej z pewnymi myślami...prosta(choc wcale nie mała) rzecz a cieszy=P”własnie...ale wtedy nie wiedziałam jeszcze,że to jest wszysko.że ta jedna myśl jest wszystkim.jest początkiem czegoś czego nie było.czegoś nowego.miałam”kryzys” z nim.i wyjechałam...obóz.rozsypka.to osdunięcie się od ludzi.chciałam być sama.nie chciałam być sama.nie wiedziałam nic.zagubienie.i coraz bliżej końca...

 

sierpień:

 

miałam nadzieje,ze choćby tam...ale nie.nie mogli zrozumieć. oczywiście.humory.i w ogóle...czego ona chce?! a ja chciałam tylko wreszcie spokoju i Agaty. I tego by ktoś wreszcie wysłuchał.zrozumiał. „kochana”i ten es nad ranem...łzy i łzy...oni nic nie rozumieli, ja nie chciałam...nie tak miało być. ale chyba nie było użalania się nad sobą...a może i było?w każdym razie...juz w hiszpani zaczłełam jeść. tu też.kompleksy? chyba były nadal...no i ten 1 dzien.nawet nie wiem czy żałuje. i tak nic nie pamiętam.tak też nie miało być.a pamiętam”(...)””ze mną nie jeste tak łatwo””nieeee?””nie””zobaczymy” no i kurwa zobaczyliśmy. trudno. Potem musiałam napisać...i on...brakowało mi go.a to wtedy...nie chciałm,żeby to pisał.i nie wierzyłam,że...a czas mijał.chciałam jego i ją.i wyjechać! I tak się potem popłakałam...a ten list do Agaty? Ona wiedziała.boze...jak ja ją kocham.te wszytskie dni...te 2 miesiace...nie mogałbym bez niej dłużej wytrzymac.moja kochana.wiedziała wszystko.pomimo kilometrów. i on...też już chciałam.obawiałam się...będzie jak w lipcu...gorzej.1,5 miesiaca...koniec...i pamiętam.ta minute.a potem...nastepny dzien.ona...i poczułam się znów tak samo.jakby nic się nie stało.ja taka sama.płacze.głupia jestem.chyba jej potrzeowałm.chyba wtedy był koniec.teraz widze,że..wszystko.kocham.kocham.kocham.potzrebuje telefonu!musze zadzwonić... i te kilka dni.on...ten wieczór.nigdy. ten jeden.tylko wtedy. i księżyc. ten tydzień. one. ona. no i on...ten tydzień mołgby trwać..i trwać...taki..chyba magiczny.i nie wiem czy kiedykolwiek się tak czułam.i wtedy chyba był już pocztek. 24.08-„ dziś widziałam się z moimi ukochanymi dziewczynkami.potwierdziły to, że coś we mnie uległo zmianie, choć zmiana ta jest wewnętrzna.przebywając z nimi, łażąc po galeri, przymierzając miliony ciuchów, siedzac ok.godz(moze dłuzej)w moim najukochańszym New Yorkerze czułam sie taka sama jak  przed 2 miesiacami.a jednak wewnetrznie,"myślowo",uczuciowo jestem chyba inna.gata mówi, że dojrzałam.wątpie żeby to było to.a może...marta twierdzi, że te w wakacje chyba przeżyłam najwiecej.ja bym raczej powiedziała: przeżyłam najwiecej nie przezywając jednocześnie nic.jakos chyba zmieniłam podejscie do kilku rzeczy.nawet chyba troche sie zaakceptopwałam choć raczej nie zdarzyło sie nic co mogło by mnie do tego nakłonic.” i tak.zaakceptowalam siebie.choc wtedy tylko trochę.zaakceptowałam to co jest. to co jest we mnie. siebie chyba. i nie stało się nic. a stało się tyle przeciez...przezyłam najwięcej nie przezywajac nic. własnie tak. na mnie wpłypelo to najbardziej.i zaczęłam od nowa.

 

wrzesień:

05.09-„i w sumie to ona ma racje.nie napisze z czym.ale ma.to miejsce ciagle jest.nawet w tym nowym swiecie.ono tam bedzie jescze długo.mimo wszystko.kiedyś bytm sobie to wypominała itd.teraz po prostu sie z tym godze.tego siue nauczyłam.nie wqrwiac sie na siebie,nie dreczyc sie czym tylko sie z tym godzic.to bardzo pomaga.tak jak dzisiaj.mimo ze to moja wina to sie z tym godze. zrozumiałam kiedy nastepuje zmiana.trzeba najpierw sie rozsypać,spalic.całkowicie.zniszczyc sie.lub zostac zniszczonym.i wtedy dopiero mozna sie zrodzic z popiołu,ponownie sie ułozyc, zbudowac.i u mnie to chyba wreszcie nastapiło.”i tu już czuje się bliska sobie.wtedy już akceptowałam.to już trwało...wiedzialam, że on będzie i jest....i wiedziałam, ze skoro tego nie zmienie...już byłam wolna.ale wciąż niepewna.10.09-„ bo to co sobą przedstawiam ogólnie, to jak to widać z zewnatrz to nie ja.to ktoś obcy.wymyślony.mnie nie mozna ocenic z zewnatrz.a wiele osób tak robi nie zdajac sobie nawet sprawy ze to nie ja.trudno.tak musi chyba być(...) qpiłam dziś czerwone porzeczki.to chyba już ostatnie!za porzeczki mogłabym oddac wszystko.ale tylko za czerwone.to chyba taka moja obsejsa.(....)szkoda ze przeszłość jest też teraźniejszościa, i chyba najblizsza przyszłościa.ale tgo nie zminie."optymiści akceptują to czego nie mogą zminić"ze mna tak jest.ale pzreciez nie jestem optymistka!(...) bo do wspomnien szybko sie wraca.” już swiadoma.jak dobrze. ale zaczynałam być sobą.na zewnątrz. no i wiedziałam,że jest.i wiedziałam,że będzie. do wspomnien wraca się ciągle.ciągle.i ciągle. i za każdym razem cos się rozumie w nich i widzi coś inaczej.z perspektywy czasu wszystko wygląda inaczej. 13.09- „niom i to już chyba koniec.niestety.nic nie trwa wiecznie.pamiętam jak jakiś czas temu napisałam  w pamiętniku"ciekawe jaki i kiedy bedzie koniec tego wsztskiego..."(...)a może ja dramatyzuje?w końcu mam skłonności do przesady...”oczywiście,że dramatyzowałam.jak zwykle. ale dramatyzowałam ze świadomością.a to już dużo.choć wciąż wątpiłam,ze rzeczywiście jest inaczej.a było.i jest.a gdyby wtedy był koniec....ale nie było i nie ma go do dziś.oby nie było.ale czy wtedy myślałam,że z nim ja się skończe?chyba już miałam takie podejrzenia...teraz jestem niemal pewna.15.09-„ (...)jednak nie koniec.poczatek konca też nie ani środek końca, ani początek początku,ani początku koniec...raczej środek środka. zalezy też w jakiej kwesti.ale w wielu to własnie chyba srodek środka.tzn to sie z czasem okaze.niecała godz.temu było mi słabo z zupełnie idiotycznego powodu.jestem kretynka ale trudno wazne ze sie ucieszyłam.przeszłość coraz brutalniej wkrada sie w  teraźniejszość i sie nia staje.stwierdziałam dziś, że niewatpliwie nastapiła we mnie jakaś zmiana.nie wiem czy to tu widoczne.” teraz widze, że widoczne.dla mnie przynajmniej.ale...to wszystko dla mnie. choc nie tylko.jednak.wkradała się?ale czy 1 raz? nie.przeciez jest nia do dzisiaj.choc dzisiaj...ale to wrzesień dopiero.i to był środek środka.i chyab środek środka trwa nadal.przynajmniej w tej 1 kwesti.która chyba jest najwazniejsza. 26.09- „przeczytałam noty ze swojego poprzedniego bloga.zdaje mi się że rzeczywiście od tamtego czasu dojrzałam.chyba patrze trzeźwiej na to wszytsko... i chyba jestem prawdziwsza we wszytskim.bardziej "moja".. a moze nawet "moja"całkowicie.nie odczuwam tez tak jak kiedyś potrzeby być kimś tak bardzo innym niż  jestem.tamte noty są pełne goryczy,żalu,zagubienia,niemożności powrotu z innego świata a jednoczesnie chyba jakiejś dziecinności i chęci bycia na siłę kimś innym.  teraz jest we mnie tego chyba o wiele mniej.(...)poza tym wróciłam...znów.po raz kolejny.ale musiałam.wróciałm w zwiazku z tamtym blogiem.i...dlaczego byłam pewna, że to był wtorek a była to niedziela???(...). czuje wyższość nad samą sobą.dziwne.wyższość nad sobą sprzed jakiegoś czasu.może dlatego, że teraz wiecej o sobie wiem i radze sobie z tym?czy to co sie ze mna stało to przez przeczytanie niewłaściwej ksiązki w niewłaściwym czasie?(...) własnie uzmysłowiłam sobie, że czuje że wygrałam i wygrywam z sama sobą.(...) a przyszłośc ciagle przede mną.i do niej bede kiedyś wracać.tak jak do tej teraźniejszości i tej już przeszłości.wiele razy pomyśle:wróciłam”tak...tu już czuje całkowitą bliskość siebie.ze wszystkim się zgadzam.mogałbym to samo powiedziec teraz.czuje wyższość nad sobą.teraz jestem bardziej moja.prawdziwsza. uzewnętrzniłam siebie. pewne cechy się we mnie nasiliły, pewne osłabły. ale w końcu czuję się sobą. bo chce być sobą.a nie tak jak przedtem- na siłe kimś innym. niewłaściwej?a może to jednak była własciwa książka we własciwym czasie?wracałam nie raz. wracam.cho.c w tym moemencie..nie wiem czy chce wracać.jesli tak to tylko po to by wiedziec,że teraz to już zupełnie co innego...i nadal myśle,że to wtorek...przestało chyba być ciepło. spacery były już inne. żółkły liście. ja czułam się coraz bardzej sobą, coraz bardzej siebie świadoma, coraz bardziej wolna, inna...

październik:

03.10-„ wreszcie musze to napisać.stopniowo od jakiś 4 miesięcy zdwałam sobie sprawe ze swojej wartości, a raczej powoli wyzbywałam się kompleksów.nie wszytskich oczywiscie.niektórych.chyba nauczyłam sie(a moze to on mnie nauczył)żyć w zgodzie z samą sobą.kiedys myslałam ze to niemozliwe.teraz widze ze to przychodzi z czasem.tak samo z siebie.a moze raczej przychodzi z kimś...o wiele łatwiej jest patrzeć w lustro z myśla"jestem taka.inna nie bede.niektorym sie taka podobam.wiec nie bede sie zminiac na siłe,bo wiem ze to i tak nic nie da"od tego chyba rzeczywiscie zalezy wiele.i tak jest o wiele łatwiej.i moge jesc bez konca=) (a i tak nie tyje...)” zaczęłam wreszcie jeść.juz przedtem.ale tak zupełnie bezkarnie. bez myśli”utyje”. bo...nie utyje;] szkoda, ze nie wiedziałam przedtem. wreszcie i to zrozumiałam. teraz? co rozumie się przez kompleks? patrze w lustro z zadowoleniem. podoba mi się to co tam widze. ale i tak sadze,że tu mam za dużo a to za mało...że to, tamto itd. 1 rzeczy bym tylko nie zmieniła.tylko oczu.reszta...jakby mogła iśc do wymiany...tak! wiec jak to? ale co z tego,że tak, skoro i tak podoba mi się odbicie w lustrze? I to wreszcie zroumiałam.. 05.10.-„ a czy jestem teraz szczęśliwa?trochę boję się tego stwierdzenia...ale może warto zaryzykować?”nauczyłam się nie używać pochopnie słów.ządych pochopnych stwierdzen.to już może przesada z mojej strony.ale wole to niż to co przedtem.09.10-„ miłość uskrzydla, uczy latać (nie tylko miłość, każde uczucie do kogoś, nieważne  w jakim stopniu) „hmm...coś mnie uskrzydlało.to pewne.i uskrzydla.uczucie?ja w tym uczucia nie widze.przywiazanie?nie wiem.moze coś innego.ale uskrzydla.tak...i stwierdziłam,że jestem Puchatkiem.cóż.czego to życie nie przyniesie...;] ale jestem...wierze w to! 13.10-„(...) ale jednoczesnie odpływałam.śmieje się zawieszając w? nieświecie.nie umiem znaleść wyrazu.w...bardzo zapełnionej pustce uniemozliwiającej cokolwiek w większym nateżeniu.bo wracjac co zrobiłam przed chwila jakby znalazłam sie w tamtej rzeczywistosci a jej przeciez nie ma.i śmiech.taki głośny.i te moje ogromne oczy gdy się zawieszam.i gdzieś wewnatrz moze łzy.moze. nie wiem.jak mozna byc w czymś czego nie ma?”można.bo to jest...to jest...bo to jest taki inny swiat.to jest przeszłość która jest teraźniejszościa.ale ta teraźniejszościa, która tworze ze swoich myśli.tą 2.i ta teraźniejszość utworzona z teraźniejszości równoległej i przeszłości.ach.wiem o co mi chodzi.nie da się tego opisac.18.10-„ tak myśle...jak to możwliwe, że kiedyś byłam taka nieprawdziwa? taka...nie moja...kiedyś...to duże słowo a przecież to niedawno było...po czesci nadal jestem...ale w innych sytuacjach...i teraz to najwyzej nad tym nie panuje, a kiedyś to było zamierzone...jak można być tak bardzo kimś innym? jak mozna tak bardzo ukrywac siebie? takie teraz niemozliwe mi sie to wydaje...nauczyłam sie tej akceptacji rzeczywistosci i nie wyobrazam sobie zyc inaczej...(...) i czy akceptacja problemów bez ich rozwiazywania jest dobrym wyjściem?i dlaczego nikt nie jest w stanie mnie zrozumiec?(nie..jest ktos...nawet 2 osoby...)a teraz wiem,że ta 1...niech rozumie.ale...co z tego skoro to 1 wielkie nieporozumienie? nie chce jej zrozumienia.tak jak on nie chce rozumiec mnie.wreszcie.doszlismy do porozumenia.choc i tak ja będę ironiczna.trudno. 26.10-„ rozpłakałam się...bo widze siebie w kimś...nieistotne.te wieczory sa tak inne...ale pamiętam przecież.i ciągle ta trawa....i te mlecze,słońce i...ciągle mam to przed oczami.łzy były tylko przez chwile.ale...dlaczego ciągle,przynam się, mam nadzieje na to, że będzie tak jak nie może być?taki głos gdzieś z głębi"tak musi być!"i zaraz myśl"ale nie może"moje chcenie nic tu nie da.zreszta...to nie tak, że musi...po prostu...nawet nie umiem wytłumaczyć.ale orchidee nie rosną na Syberi!powiedziłam to niedawno komuś.nie napotkałam nierozumiejącego spojrzenia,ani nie usłyszłam"co?o co ci chodzi?", ani"masz racje"...usłyszłam"a skąd wiesz?!sprawdzałaś?"tego się nie spodziewałam"nie, nie sprawdzałam""no własnie,to skąd wiesz?może rosną"nie spróbowałam i nie spróbuje, bo wiem, że nie warto.niech zostanie tak jak jest.i tak jestem ciągle uśmiechnięta,zarówno zewnętrznie jak i wewnętrznie.jest tak jak nigdy.tak dobrze.a moja jakaś nadzieja, a raczej po prostu marzenie, że mogłby być tak...to...pozostanie marzeniem niespełnionym.bo to marzenie bez możliwości spełnienia.

 

Spróbuj uczynić gest, nim uwierzysz że

Nic nie warto robić

 

ja już uwierzyłam.nie przekonam się.bo boję się...że to zburzy moje szczęście,że zrobie z siebie idiotke...i nie potrafie po prostu.bo jestem pewna, że to bez sensnu.

 

po zastanowieniu doszłam do wniosku,że tego nie można nazawć marzeniem...ale nie wiem co to jest.” widziałm siebie tylko z nim. czemu? bo nie wiedziałam tego co teraz wiem... moze za bardzo zagłębiłam się w myśli o tym co kiedyś...no i do nikogo innego mi nie pasowały łąki i mlecze.teraz? chyab nie pasują mi do nikogo.moze i tak do niego.ale co z tego skoro wiem, ze ja nie mogę mieć z tym nic wspolnego?i nie chce..myślałm,ze musi...bo tylko on...bo ja to on...oczywiscie. pomyłki są.i będą.i była.teraz jakby sprawdziłam.i one może i nawet by tam rosły.ale nie teraz....teraz to Orchidee nie chcą. i nie mogą. i bardzo dobrze. gest? nie. tego bym nie potrafiła...chociaz...to 1 było gestem.ale 2 to 2 słowa.1 zdanie. wystarczyło. i wiem to co już wtedy powinnam. ale udało mi się.i przynajmniej teraz wiem.28.10-„ stwierdziałam...juz jakis czas temu..."odkryłam"...wiem...przed chwilą sie utwierdziłam.może jestem inna.skomplikowana.niedozrouzmienia.ale...takich dziewczyn jak ja z tą innością-o wiele lepszą,jest tysiące.boje się, ze znów się zaczynam rozpadać.może.nie wiem.chyba przez to, ze straciałam właśnie przed chwilą nadzieje na swoją inną inność.łza.”znów ta bezsensowna „histeria” koniec?rozpad? nie.tylko chwila zwątpienia.teraz nie mysle o tym. są tysiące.ale ja jedna jedyna taka. z mnóstwem wad, z jakimiś tam zaletami.ale 1.i na swój sposób trudna.a liscie spadały, kolory były, spacery inne, szuranie lisci...wiatr, niknące słońce, szysze zachody, niesamowite niebo...a ja ciągle słoneczna.

listopad:

02.11-„ wbrew pozorom stan duszy- humor, ciągle...może inaczej. nadal żadnych dołów, pretensji do siebie. ciągle uśmiech, choć jednocześnie mnóstwo przemyśleń.ale akceptacja.jedyny poważniejszy problem to to, że nie bedzie trawy,huśtawek, wianków, kwiatów i to mnie niemal do płaczu doprowadza, a jednoczesnie potrzebuje atmosfery świątecznej- czyli czegoś co dla mnie nie istnieje.ale tej świadomości, że jest choinka, że jak otworze okno, to poczuje zapach tego mroźnego powietrza, a tam ciemno i tylko śnieg oświetlony latarniami.i tego właśnie nie rozumiem, bo dla mnie nigdy świąt nie ma, a teraz czuje, że tego potrzebuje a jednocześnie przecież płacze niemal, że trawy nie będzie.” mnóstwo przemyśleń.ale ten magiczny spokój.atmosfery nie było.świąt tym bardzej.mroźnych wieczorów też nie.i mi to nie przeszkada.do szrosci się przyzwyczaiłam.do nagich drzew też.a już niedługo...3 miesiace miesiące marzec...poczatek wiosny...oby.jak narazie jest dobrze tak jak jest.juz mi to nie przeszkadza. 05.11- „nawet najmniejsza kałuża odbija niebo- a jak spadnie?

A niebo znów na głowę spada mi
I nadziei coraz mniej na słońce

 

spada?nadziei?czy ja mam nadzieje?wydaje mi się, że nie.a czy spada?chyba nie, mimo wszystko."powinnam" płakać.jeżeli coś dobrze wywnioskowałam.ale po co?po co jakieś łzy?dół, załamanie...od 3 miesięcy nie znam tych słów.od 3?a nie.mniej.od końca sierpnia.czy potwierdzenie może mi...czy wszystko- akceptacja i...chyba tylko akceptacja.bo akceptacja to wszystko inne- ten łzy z uśmiechem, ciągły śmiech itd.więc czy to wszystko może tak po prostu runąć?od jednego zdania?od 1 faktu?czy niebo może spaść tak nagle?czy słońce może po prostu zniknąć przez 1 fakt?tyle miesięcy pracy nad soba, może zaprzepaścić się w minutę?narazie umiem sobie ze sobą radzić.ale...prawie umiem.co do myśli umiem.ale nie nad wszystkim panuje.(...)

 

a co z tą nadzieją?jest czy jej nie ma jednak?czy myśli(nie marzenia ale myśli)oznaczają, że ta nadzieja jest?myśle ostatnio o spisaniu "1000-cy rozmów nieodbytych"tylko nie wiem czy to dobry pomysł”spisuje je.spadało? nie...znów...pochopne.ale spokój.mimo wszystko.moze spać.ale nie spadło.ale wiem,ze własnie od takiego 1 faktu spadnie.oby jak najpoźniej.nadal nie nad wszystkim panuje. 08.11- „przeszłość pozwala nam zrozumieć teraźniejszość(...)co teraz umiem czego nie umiałam?:być bardziej sobą,akceptować rzeczywistość i siebie, nie użalać się nad sobą,nie stwarzać niepotrzebnych problmów,marzyć,płakać z uśmiechem na twarzy,nie załamywać się- bo nie mam powodów.co wiem?wiem, że:marzenia pozostaną marzeniami i nic na to nie poradze,że akceptacja jest kluczem do wszystkiego,że łatwiej żyć w zgodzie z sobą,że należy sie skupiać na innych, a na sobie w kontekscie zrozumienia,marzeń-przemyśleń po prostu, że słońce świeci w nas, że moje 1000 rozmów nieodbytych(niepodoba mi sie ta nazwa-zmienie)spisze, ale one tylko tam na papierze i we mnie zostaną,że czekam na coś co nigdy się nie wydarzy, ale to wciąż żyje we mnie i czeka, aż stanie się to co stać sie nie może, że tak naprawde to chyba nic nie wiem, ale i tak dobrze mi z tym, że wszytsko co tu pisze to moze tylko mój wymysł(ale jeśli wierze w to,i mysle, że tak jest, że tak jest łatwiej i lepiej, to chyba dobrze?), że najprawdopodobniej dopiero teraz- niedawno zaczęłam"rozumieć", że nastąpił we mnie jakiś przełom, kiedyś wszytsko wypowiadałam tak od razu-zupełnie bez sensu"jestem nieszczęsliwa, życie jest trudne""jestem szcześliwa, nic tego nie zmieni"- to takie...nie znajduje słowa(...).nie wiem co to oznacza.dojrzałam trochę?wątpię, zeby taka zmiana oznaczała własnie to.wiem, wiem, wiem...i nie wiem przecież.z czasem zrozumiem, zrozumiem, ze sie myliłam itd.ale na tym to wszytsko polega.chyba.

 

zbliżają się zimowe wieczory.te z płatkami wirującymi za oknem.będzie łatwo?chyba nie, mimo wszystko.”nadal to wiem.to i jeszcze kilka inny rzeczy.i już nie czekam. już się stało. to co wystarczyło.wystarczyło by więcej nie czekać.by wiedzieć,że... wieczorów takich wiele nie było.jesli będą...to będę inne niż myślałam wtedy.09.11- „"kobieta staje sie taka, jaką ją widzi zakochany mężczyzna."znalazłam odp.na moje pytanie w przestrzeń?!”znalazam? chyba tak.póki co. 15.11- „"Kiedy zrozumiesz, że wszytsko Ci wolno poczujesz się wolny.Będziesz mógł latać.Nie bój się latać!" zrozumiałam. uczę się latać coraz wyżej i wyżej. ku słońcu. do nieba. gdzie chce.przecież...mogę wszytsko.”mogę.ciągle wierze.18.11- „(...)a wtedy jak zawsze nie miałam pojecia.nie wiedziałam.ale czy ktos może wiedziec co przyniesie mu przyszłośc?ale jednak 2 dni.ach,daty.ja ciagle tylko daty.miesiac,rok,poł...nie wiem skad to(...)może jestem w takim stanie jak kiedyś, ale teraz inaczej to oddczuwam?ze spokojem, choć spokojna wcale nie jestem,ale nie histeryzuje-jak kiedyś.” a tam.histeryzuje nadal.ale na spokojnie. daty, daty, daty...nadal..moja kolejna słabości.czerwone porzeczki i daty.ciekawe zestawienie. tak...o przeszłości nieznana! mogałbym wiersz napisac..gdybym umiała.o mój cudowny spokoju! o duszo ma cicha! 23.11- „najpierw wniosek:nie można być kimś innym na siłe.nie mozna sobie wmawiac"zmienie sie""bede optymistka""nie bede juz płakac".nic na siłe"bo tak musi byc".nie.nie tak!teraz wiem. to bez  rezultatu.(...)chciałm na siłe być inna,zmienic podejscie.pochopne wnioski.złośc"bo nie wyszło"a tak nie mozna.to przychodzi samo.no i przyszło.niespodziewanie.to juz kilka miesiecy.i ciagle chyba odkrywam cos nowego.chwyatam mysli.lece do słonca.to takie proste.(...)zauroczenie?no i co z tego?!to jest powód zeby przepłakac kilka miesiecy?jakbym nie mogła sobie powiedziec"skoro czuje co czuje i, i tak nic nie zmienie to wystarczy, ze to zaakceptuje"...ale nie...ja musiałam sie użalać nad sobą i nad tym jaka to jea jestem nieszcześliwa i pokrzywdzona przez los.ale nie.nie mam do siebie pretensji.bo i po co.wystarczy,że wiem jaka byłam głupia.może za rok to samo stwierdze o tym co pisze teraz.ale sadze, ze chyba jestem teraz bardzej swiadoma siebie i codziennosci.moze to jednak w pewnym sensie jakas dojrzałość?(...)."nie mozna osadzic przyszłej miłości przez pryzmat zaprzeszłych cierpień"- nic dodac nic ujac.” nie można. na siłe się nie da. to oszukiwanie siebie.oszukiwanie na siłe.więc nie tak.i ten cytat..gdyby wszyscy to przemyśleli...no tak”gdyby”...29.11- „przeczekam to.marzenia dla marzeń.choć nie wiem czy to można nazwac marzeniami.od tej Bridget za duzo o tym myśle.kiedyś minie.niech sobie bedzie.niech to żyje we mnie.lub obok mnie.i tak jest śmech.

 

"spójrz na nas.ja jestem zamrożony, Ty nie żyjesz..a ja Cie kocham.- To mamy kłopot(uśmiech)" to mnie...urzekło,że tak to nazwe.zapadło  w pamięć.od razu."każda chwila jest szansą by wszystko odmienić"-każda.jedna myśl.nic nie znaczaca.znaczaca wszytsko.wszytsko zmienia.cos tak...ulotnego.taka mgiełka.a potem już tylko słońce.

nie rozumeim swojego stanu.nie umiem płakac nad tym.uzalać się.nie umiem sie dołować.rozpaczać.użalać się.przez pół dnia tylko śmiech.nie pusty.szczery.mój.z serca.2 poł...to mysli.zimna ocena siebie.z usmiechem.ale to jest...taki jakby spokój...i tylko mysli...i mysli...i pytania bez odpowiedzi.ale nie umiem byc smutna.nie rozuemiem tego.”marzenia dla marzeń z nieświadomości. przeczekałam.teraz już inaczej. cudowny dialog.cudowny.i tak.jedna chwila. jedna myśl.i tak się zaczyna...stanu nie rozumiem nadal.i stan nadal jest taki.liscie opadły.spadł śnieg.wydawło mi się,że źle widze.chyba widziałam dobrze. był „kryzys”.ale to na szczescie nie koniec.był ten 1 dzien gdy chciałm pokazywać,że mi źle.był listopad.

 

grudzień:

 

i w końcu.trwa nadal. „słońce z deszczem wywołuje tęczę”. nie wiem czego chce. teraz wiem bardziej niż 2 tygodnie temu. przyszłość... przyniosła kilka rzeczy..wiem już, że to jest niemożliwe. i doprowadziłam do tego ja. przekonałam się...i to sprawiło, że zobaczyłam swoją zmianę. że zobaczyłam jak wielka ona jest. jak bardzo jestem inna. wcale nie lepsza...przyjanmniej przynajmniej pewnych kategoriach..i widzę, ze to jaka jestem uniemozliwia jakiekolwiek porozumienie. trudno. wiem, że jest on. bardzo długo. i powiedział coś z czego jakos nie zdawałam sobie sprawy.że on nie chce łatwo. jak mogłam tego nie zauważyć? to, ze tyle wytrzymał  jest wręcz niemozwliwe. a jednak. grudzien? troche śniegu... ostanio 8 stopni. zadncyh swiąt. jeden dzien w którym naprawdę było trudno. przez kolejny domniemany koniec. lecz to jednak trwa. ile końców jeszcze będzie? dużo myśli. spokój. myśli, w których jest on. a nie...takie, w których czuję spokój i tęsknotę...do tego co chciałabym...i mogłabym mieć chyba. w których widze to bezpieczeństwo i chęć pozostania tam zawsze. czułośc pozostanie we mnie.trudno. a może sobie pozwole. przyszłośc...stwierdzenie, że jestem zła. w ten pewien sposób. jestem. nadal tak sądze. jestem kochana ale zła. wykorzystuje to czego nie powinnam. chyba. no ale jestem wolna. latam. mogę robić co chce. chwila zwiatpienia. wywołana przeze mnie. prawie zły wybór. ale opamiętanie się w porę. na szczęście. on tam stoi. a ja chyba chce by stał.więc? i tak kończy się grudzień. jeszcze kilka dni. które może coś przyniosą. na pewno. coś znacznego? a może wszystko jest znaczne?

 

podsumowanie podsumowania:

 

to był dobry rok.jest.rok myśli i zmian.rok rozumienia.być może to co rozumiem nie jest prawdą.moze się mylę.trudno.teraz wierze w to i jest mi z tym dobrze. nauczyłam się czegoś. pewnie to bardzo mało. ale w koncu...od czegos trzeba zaczać. wazne, jest ten kto...waże. ważne,że chyba wreszcie wiem.i ważne... wszystko. minął bardzo szybko. wciąż, mając przed oczami poszczególne migawki wydaje mi się, że to tak niedawno...ale patrząc na to z perspektywy tego co tu napisałam...wydaje mi się to bardzo odległe...może to tyle...

 

 

sensitive_soul : :